czwartek, 21 marca 2013

Rozdział V: Poszukiwania i przygoda w jaskini

 Obudził mnie jakiś szelest. Od razu otworzyłam oczy i podniosłam łeb. Zaczęłam się rozglądać. Spojrzałam na Gmo... Zaraz, zaraz! Nigdzie nie było Gmorka!

Zerwałam się z miejsca i zaczęłam go szukać. Nigdzie go nie było. Nie wiedziałam, kiedy odszedł i czy w ogóle zrobił to z własnej woli.
Gdy minęło pół godziny, odkąd szukałam swojego przyjaciela, postanowiłam sprawdzić, czy nie ma go czasem w miejscu gdzie walczyliśmy z psami. Tam go nie było. Uznałam, że nie warto szukać gdzie indziej. 
Gmork po prostu przepadł.
Szukałam jeszcze długo, potem upolowałam i zjadłam dwa króliki.
W końcu, gdy przeszłam już kilka kilometrów, uznałam, że Gmork nie mógł pójść aż tak daleko. Pomyślałam też, że ktoś go MUSIAŁ porwać. Bo przecież sam by nie odszedł ode mnie... chyba. Nagle do głowy przyszedł mi zwariowany pomysł - może wchodzić do różnych miast i domów, aby sprawdzić, czy go tam nie ma? Skarciłam się w myślach. Za dużo ryzykowałam dla byle wilka. No dobra. To nie był byle wilk. Chciałam dokończyć tę myśl inaczej, ale ponownie się skarciłam i dokończyłam; mógł mnie nauczyć jeszcze wiele o dhamonach! 
Byłam zła na siebie i też trochę na Gmorka. Postanowiłam przerwać poszukiwania.
Znalazłam jakąś opuszczoną, małą jaskinię i postanowiłam się w niej zatrzymać. Położyłam się w jej progu i ułożyłam łeb na łapach. 
[dok.]

Nawet nie wiedziałam, kiedy usnęłam. Nigdy przecież nie śpię w ciągu dnia! W każdym razie teraz tak się stało. Byłam trochę zła na siebie, ale nie miałam czasu na tego podobne sprawy. Otóż nie obudziłam się w swojej jaskini. Pfff, to nie była moja jaskinia, więc można powiedzieć, że nie obudziłam się tam, gdzie usnęłam. I to mnie nie tylko zdziwiło, ale też przeraziło. Na szczęście nie byłam w żadnej klatce lub ciężarówce. Tylko, że... Byłam w znacznie bardziej przerażającym miejscu.
Tak, może i fakt, że jestem w innej jaskini was nie poruszy, jednak to nie była zwykła grota. Otóż wszędzie było pełno stalaktytów [tak dla tych, którzy nie uważali na lekcjach - są to takie jakby duże kawałki skał zwisające z sufitu wielu jaskiń], a na końcu było jakieś czerwone światełko... Tak, tak, to jeszcze nie jest straszne. Tylko czy przerazilibyście się, gdybyście słyszeli jakieś szepty za sobą, mimo, że za tobą jest ocios ciemnej jaskini? [ocios - ściany groty] No, tylko, że te szepty wymawiały moje imię, kiedy się odwracałam, pojawiały się za mną, i tak w kółko się kręciłam, w końcu zrezygnowałam z biegania wokół własnej osi. Postanowiłam znaleźć wyjście, bo zwykłe wejście zostało zasunięte jakąś skałą. Poszłam w stronę tajemniczego światła, ignorując dziwne szepty.

Nad moją głową przeleciało kilka nietoperzy, ale te, zauważając światło, od razu odleciały. Zdziwiłam się. Nietoperze nie powinny aż tak bać się światła! Pomyślałam, że to może być coś niebezpiecznego. Mimo to poszłam dalej.
Jednak po chwili, zamiast widzieć blask światła z bliska, nastała dla mnie ciemność.

2 komentarze:

  1. Ciekawe. Jednak znów kończysz w takim miejscu...gdzie wzbogaca się głód a wzmaga niedosyt. I to jest piękne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)) Akurat mam wenę, więc piszę teraz kolejny rozdział...

      Usuń