wtorek, 13 sierpnia 2013

RozdziaŁ XVII: Walka

Wybiegłam z budynku. Cieszyłam się, że moja moc uwolniła się, tylko szkoda, że miała takie konsekwencje. Przypomniałam sobie, że niedaleko jest budka, w której siedziała znajoma kobieta. Ta, widząc mnie wolną, bez mężczyzn, zaczęła krzyczeć, a jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
Przystanęłam i spojrzałam na kobietę. Ta znów krzyknęła.
- Odejdź ode mnie! Odejdź!
Po chwili przybiegli jacyś mężczyżni. Byli silnie zbudowani. Moc znów we mnie zawrzała, gdy zobaczyłam bronie w ich rękach. Było ich siedmiu.
- Krista! - zawołał jeden z nich do kobiety siedziącej w budce. Wskazał brodą na mnie, a potem na broń, którą dzierżył w dłoniach.
- Dobrze - odrzekła Krista lekko drżącym głosem.
Mężczyzna przytaknął.
Zaczęłam warczeć. Poczułam, jak moc we mnie chciała za wszelką cenę się wydostać. Symbol na mojej łapie znów zaświecił. Na ten widok dwoje z ludzi uciekło, pewnie się wystraszyli. Może wiedzieli o tym, że jestem dhamonem? Na to wygląda. To po co mnie zabrali z lasu? Nie musieliby teraz się tak mnie bać. Pozostała piątka mężczyzn wycelowała we mnie swoje bronie. Co to za logika? Najpierw mnie łapią, a teraz chcą się mnie pozbyć. Niech się zdecydują!
To dobry moment, aby wypuścić moc - pomyślałam, po czym pozwoliłam energii uwolnić się z mojego ciała. Podobało mi się to uczucie, mimo że miało takie konsekwencje. Poczułam znów to samo ciepło, co zaledwie dziesięć minut temu.
W tym momencie mężczyźni strzelili do mnie. Wiele pocisków leciało w moją stronę. Podskoczyłam jak najwyżej do góry, aby ominąć kule. Obróciłam się w powietrzu tak, aby jak najlepiej wylądować. Gdy tylko moje łapy dotknęły ziemi, odbiłam się od gruntu i skoczyłam w stronę jednego z mężczyzn. Ci strzelali jak wariaci. Usłyszałam krzyk przerażonej Kristy. Jeden facet uderzył mnie w głowę swoim pistoletem. Zacisnęłam mocniej szczęki, a gdy poczułam, że mężczyzna, którego zaatakowałam już nie walczy, odwróciłam się i zawarczałam na tego, który znów chciał mnie uderzyć.
- STOP!!! - usłyszeliśmy krzyk.
Zapanowała cisza. Wszyscy się zatrzymali i spojrzeli na Kristę - to ona krzyknęła.
- Zaprzestajcie walki - powiedziała już ciszej. - Spójrzcie.
Wszyscy zwrócili twarze do mnie. Chciałam zaatakować znow, ale moc we mnie uspokoiła się, a moje łapy stały się jak z waty i ugięły się pode mną. Poczułam osłabienie. Widocznie użyłam zbyt dużo mocy. Dopiero teraz usłyszałam, jak ciężko dyszę, zauważyłam, jaka jestem zmęczona. Dwóch mężczyzn weszło do budynku, w którym była moja pierwsza walka przy użyciu mocy. Gdy wracali z noszami, ja straciłam przytomność.

środa, 7 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ XVI: Dziwne przeżycie

Szukałam go już trzy dni. Przeszłam wiele, wiele kilometrów, szukając go, jednak bez skutku. Moje nadzieje były już bardzo niskie, że go odnajdę.
Właśnie schodziłam z jakiegoś pagórka, kiedy usłyszałam jakieś głosy. Słyszałam wśród nich skomlenie. Ciekawa pobiegłam w ich stronę.
Byłam coraz bliżej głosów. W końcu stanęłam tam, gdzie wydawały mi się najgłośniejsze. Ale... nikogo nie widziałam. Zdziwiłam się. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu jakiejkolwiek istoty żywej. Jednak zauważyłam ptaki śpiewające na czubkach wysokich drzew.
Zza krzaków wyłoniły się jakieś postacie. Były wysokie, poruszały się dość szybko, na dwóch nogach...
Ludzie.
Ludzie i ciemność.


* * *


Otwarłam oczy. Rozejrzałam się, mając nadzieję, że nie jestem w jakiejś jaskini czy klatce.
Nie, było jeszcze "lepiej" - byłam w jakiejś przyczepie. Przed sobą zobaczyłam coś białego, było to tak blisko, że nie mogłam tego dojrzeć - obraz był zamazany. Odsunęłam pysk do tyłu, aby to zobaczyć, i jak się okazało, był to... Trampek?!
Spojrzałam w górę; człowiek, a raczej ludzie. Było ich troje. Miałam zamiar coś zdziałać, uciec, ugryźć wrogów. Chciałam wstać, ale nie mogłam; w ostatniej chwili zorientowałam się, że mam związane łapy i pysk, przez co nie mogłam się podnieść, ani nikogo ugryźć.
- Pamiętasz te głosy? - odezwał się jeden z nich.
Pokazał mi dyktafon i odtworzył zawartość. Nagrane na nim zostały odgłosy należące do wilków. Wszyscy zaśmiali się. Warknęłam, bo tylko to mogłam zrobić. A ja naiwna, podejrzewałam, że to jakiś wilk!
Wtedy ciężarówka zatrzymała się, z lekkim piskiem. Usłyszałam trzask drzwiczek pojazdu od strony kierowcy, a po chwili od strony pasażera. Zobaczyłam światło słoneczne bijące z zewnątrz; przyczepa była otwierana.
Dwóch mężczyzn wniosło klatkę do środka; chcieli mnie tam wsadzić. Oni są nielogiczni. Mogli mnie od razu wpakować do klatki, niezwiązaną. Wpakowali mnie do środka i rozwiązali - no, prawie. Na szczęście mogłam stanąć na łapach w klatce, jednak nie rozwiązali mi szmatki, która była zaciśnięta na moim pysku.
Wynieśli mnie i odetchnęłam wreszcie świeżym powietrzem. Obawiałam się, że to znowu jakieś walki psów, czy inne męczarnie. Jednak zobaczyłam przed sobą las, za nim polana, przez którą pędziła rzeka, kończąca się na jeziorze. Widać było wiele zwierząt biegającym po tej pięknej krainie.
Zdziwiłam się. O co chodzi? - pomyślałam.
Po chwili, zdałam sobie sprawę, że moja klatka została otwarta i że zapięto mnie na łańcuch. Idę w stronę tej pięknej krainy... Dopiero teraz ujrzałam ogrodzenie wokół tych lasów, polany i rzeki, a tuż przy wejściu jakąś budkę, w której siedziała jakaś kobieta. Za tym małym budyneczkiem stał nieco większy.
Weszliśmy do środka i stanęliśmy przy budce. Nie wiem dlaczego, ale nie stawiałam żadnego oporu. Jakoś nie czułam tej potrzeby.
- To ona? - spytała kobieta.
- Tak - przytaknął mężczyzna, który trzymał mój łańcuch.
- Odprowadźcie ją - powiedziała.
- Czy to dobry pomysł? - upewnił się drugi mężczyzna. - Przecież już wszystko wiemy...
- Tylko na jeden dzień.
- No dobrze.
Kiedy poszliśmy do tego większego budynku, poczułam niepokój. Może te piękne krajobrazy to jakaś atrapa? Nawet nie wiedziałam, co myślałam, kiedy zobaczyłam te widoki. Że mnie wypuszczą na wolność? Nieeeee....
Otwarto ciężkie drzwi. Poszliśmy krętymi korytarzami, a w końcu stanęliśmy przed właściwymi drzwiami. Jeden z mężczyzn otworzył je.
 O dziwo nie zauważyłam tam okien - pokój rozświetlały lampy umieszczone w suficie. Pomieszczenie nie miało stołów, krzeseł ani w ogóle żadnych mebli. Zapełnione było w klatkami różnej wielkości i rodzaju. Kazali mi wejść do jednej z nich, a ja się uparłam wszystkimi czterema łapami. Spróbowali mnie popchnąć, ale ja wtedy odskoczyłam na bok - jeden nawet prawie się przewrócił.
Poczułam złość, furię i pewność siebie. Czułam jakąś energię przepływającą przeze mnie, była gorąca, ale nie parzyła. W miarę, jak wszystkie złe emocje we mnie się powiększały, tym bardziej czułam tę dziwną moc...
Mężczyźni spojrzeli na mnie i ruszyli w moim kierunku, aby mnie złapać. Poczułam, jak ta energia chce ze mnie wyjść - nie mogłam tego inaczej opisać. Nie wiem, jakim cudem, ale pozwoliłam jej wyjść ze mnie. Moje wzory na łapie zaczęły się lekko świecić, poczułam, że też coś się dzieje z moimi oczami. Coś nade mną zawładnęło, że nie mogłam nic zrobić, tego powstrzymać - mimowolnie skoczyłam w kierunku jednego z mężczyzn. Szmatka, która dotąd zawiązywała mi pysk, rozdarła się z niewiadomego powodu, co pozwoliło mi ugryźć faceta.
Zaatakowałam następnych, pozwalając mocy zawładnąć nade mną.

Kiedy było już po wszystkim - czytaj; wszyscy mężczyźni leżeli skuleni z bólu na ziemi - dyszałam ciężko. Nie wiedziałam, co się stało, nie przyjmowałam tego do świadomości. Spojrzałam na otwarte drzwi i wybiegłam przez nie. Po paru minutach znalazłam wyjście z tego budynku.
Co to mogło być? Czyżby moc dhamona?! W każdym razie wiem jedno; to było na prawdę dziwne przeżycie..