czwartek, 27 czerwca 2013

RozdziaŁ XV: Rozmowa

Nepeese od razu wyszła z namiotu z uśmiechem. Podeszła do mnie, ukucnęła i zaczęła gadać o tym, jak cieszy się, że sobie przypomniałam o moim pokrewieństwie z Deramim i w ogóle...  Ale moją uwagę przykuło to, że Derami jest przyjacielem Indianki. To wiązało się z tym, że pewnie nie będziemy mogli podróżować razem, jak ja z Gmorkiem.
Gmork. Przypomniałam sobie o nim znowu. Gdzie on może być? Mogło mu się coś stać a ja tu teraz siedzę sobie z jakąś Indianką i bratem, zostawiając go na pastwę losu... Szybko wstałam.
- Coś się stało, upi Blue? - spytała Nepeese z troską w głosie.
Poczułam się jak mały szczeniak, gdy Indianka nazwała mnie "malutką Blue". Zignorowałam to krótkie słowo, udawając, że mi nie przeszkadza, albo - jak kto woli - nie usłyszałam go.
- Nie, nic... - odparłam niedbale. - Muszę już iść.
- Jak to? - dziewczyna zdziwiła się. - Gdzie?
Nie miałam ochoty zbyt dużo mówić. Przypomniały mi się docinki Lune i Arii, że zabujałam się w Gmorku, kiedy to nie była prawda..! Lune... Aria... Ech, tyle przyjaciół dawno nie widziałam..!
- Ja... Muszę znaleźć przyjaciela - powiedziałam w końcu.
- Przyjaciela? - do rozmowy włączył się mój brat. - Mogę iść z tobą? Chętnie go poznam.
Zastanowiłam się chwilę, po czym odpowiedziałam:
- Nie. To może być niebezpieczne.
- Dlaczego tak uważasz? - zdziwił się Derami.
- On... może być wszędzie - powiedziałam. - Gdzieś zniknął. Możliwe, że jest w niebezpieczeństwie, albo że złapali go ludzie i wywieźli gdzieś daleko. Moje poszukiwania mogą trwać nawet parę lat, a z tego, co wiem, nie chciałbyś rozstawać się z Nepeese?
Widziałam, że się waha. Spojrzał na Nepeese przepraszająco.
- Nie ma sprawy - powiedziała Indianka, rozumiejąc to, co chciał jej przekazać.
- O, nie - powiedziałam stanowczo. - Najwyżej po ciebie wrócę, Derami. Ale nie obiecuję tego. Nie chcę cię narażać.
- Ale będę miał cię później na sumieniu, że zostawiłem cię samą..! - upierał się mój brat.
Był taki, jak dawniej; uparty, zawsze dąży do celu i nic nie może mu w tym przeszkodzić. Czasem jednak dało się go przekonać, że nie ma racji lub że nie może czegoś zrobić.
- Nie - odparłam. - Jeśli coś ci się stanie, to ja będę miała cię na sumieniu.
Zobaczyłam, że jest zdeterminowany. Będzie długa rozmowa... Ech, mój stary, dobry Derami. I wtedy przypomniałam sobie pewien fakt, który mógł stać się dobrym argumentem...
- Wiesz, ja dam sobie radę. Pamiętasz, jak często śmiałeś się z mojego znaku na łapie?
- Eee, tak - odparł mój brat niezdecydowanie, jakby nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Jestem dhamonem - powiedziałam prosto z mostu.
- Co to jest?
- Nepeese, wytłumacz mu... - jęknęłam. Nigdy nie lubiłam dużo mówić.
- Ale... ja też nie wiem - odparła Indianka.
- W każdym razie ja i mój przyjaciel jesteśmy rzadko spotykanymi dhamonami rozpoznawanymi przez specyficzne znaki na łapie. No i moc dhamona pomaga nam w walce. Dam sobie radę.
Derami zastanowił się chwilę, powoli interpretował to, co mu powiedziałam.
- No dobrze, zostanę - powiedział z rezygnacją. - Będę pewnie dla ciebie tylko problemem... - i zaczął się użalać nad sobą, jakim jest ciamajdą.
Nie nawidziłam, gdy tak robił - kiedy przyznawał mi rację, pozwalał na coś, a na końcu mówił, że jest bardzo biedny. Pewnie znasz dobrze to uczucie, więc wiesz, o co chodzi.
Tym razem spróbowałam zignorować Deramiego. Pożegnałam się z Nepeese i nim, po czym odwróciłam się i pobiegłam przed siebie.
Zaczynało się ściemniać, a ja biegłam dalej. W końcu wyszłam z lasu, a gdy zapadła zupełna ciemność, znalazłam jakieś schronienie i tam usnęłam.

piątek, 21 czerwca 2013

RozdziaŁ XIV: Nepeese i Derami

Przystanęłam dopiero wtedy, gdy zobaczyłam indiański namiot. Stałam na wzgórzu i patrzyłam z góry, jak z tipi wychodzi wysoka, opalona Indianka z długimi, czarnymi warkoczami sięgającymi prawie do bioder. Wyglądała młodo, miała chyba coś koło szesnastu lat, ale nie byłam pewna. Dziewczyna rozejrzała się i dopiero wtedy się wyprostowała.
Przedmiot, który trzymała w ręce, przyprawił mnie o dreszcze. Łuk. Przez ramię miała przewieszony kołczan ze strzałami.
Chciałam się wycofać, ale wtedy ona mnie zobaczyła. Patrzyła na mnie swoimi dużymi, ciemnymi oczami, ale ku mojemu zdumieniu nie wyciągnęła strzały z kołaczanu i nie naciągnęła jej na łuk. Uśmiechnęła się, po czym poszła w swoją stronę. Zaraz, zaraz... nie w swoją stronę, tylko w moją. Poszła przed siebie, pod górę, a wtedy skręciła dwa razy w lewo i już stała za mną.
Odłożyła na bok łuk i kołczan, na tyle daleko, aby nie mogła go sięgnąć, jakbym na nią miała skoczyć. Nie chce walki? No, wiele jest takich jak ona. A potem skądś wyciągają broń i atakują z krzykiem. Pewnie gdzieś ma sztylet, na przykład w jednym ze swoich skórzanych butów.
Zaczęłam warczeć ostrzegając dziewczynę, ukazując kły. Szkoda by było, aby jej twarzyczka nie była już taka piękna, tylko pełna blizn...
W jej oczach był strach, ale też jakaś... radość. Dziewczyna była uśmiechnięta, mimo że wiedziała, że lepiej z wilkiem lepiej nie zadzierać. Schowałam kły, czekając na dalszy ciąg wydarzeń. Ucichłam, prostując się. Patrzyłam na nią, jak się zbliża, a potem kuca półtora metra przede mną. Wyciągnęła rękę w moją stronę, powoli, przemawiając do mnie spokojnie. Nie rozumiałam jej słów, owszem, słyszałam jej głos, ale nie miałam ochoty znów słuchać gadek, że ktoś jest moim przyjacielem i nie chce nic mi zrobić.
Jednak po chwili usłyszałam imię Derami. Zamarłam, patrząc na nią uważnie. Ta zamilkła.
Dziewczyna dotknęła mojego pyska, jej palce przesunęły się na czoło, a potem na czubek łba. Zaczęła mnie głaskać, co było bardzo miłym uczuciem. Dawno nikt mnie nie głaskał... Położyłam się, tak lubiłam, gdy ktoś mnie głaszcze.
Ale po chwili przypomniałam sobie, że nie jestem psem, tylko wilkiem, dhamonem! Zerwałam się na nogi.
Dziewczyna zaśmiała się, widocznie rozumiejąc, o co mi chodziło. Wreszcie kontynuowała rozmowę, mówiąc, że wie o Deramim i mnie dużo, gdyż mój prawdopodobny brat jest jej przyjacielem... Nie wiem, skąd ona ma te informacje, przecież ludzie nie rozumieją mowy zwierząt..! Może to jakieś czary..? Szybko odepchnęłam od siebie tę myśl, śmiejąc się w duchu.
W końcu powiedziała, że mnie do niego zaprowadzi. Warknęłam.
- Rozumiem, rozumiem... - mruknęła dziewczyna. - Dlaczego tak nie chcesz go spotkać?
Nie wiedziałam sama, dlaczego.
- Chodźmy - powiedziała stanowczo Indianka i wstała. Podniosła łuk i kołczan, przedtem mówiąc, że zaraz go weźmie i nie mam się bać.
Poszła w swoją stronę, a w końcu przystanęła, sprawdzając, czy idę. Wtedy ruszyłam za nią.

* * * 


Jak się okazało, Derami czekał przy tipi.
Nie miałam ochoty na rozmowę. Miałam do załatwienia dwie rzeczy; sprawdzić, co mnie wczoraj czy kiedyśtam walnęło w głowę, a przede wszystkim gdzie jest Gmork.
Staliśmy przed sobą, nic nie mówiąc, a Indianka w tym czasie weszła do swojego namiotu.
On wiedział, że nie mam ochoty rozmawiać o naszym pokrewieństwie. Nadal miałam podejrzenia, czy w ogóle to prawda.
- Ma na imię Nepeese - powiedział w końcu, aby jakoś zacząć rozmowę. - To po indiańsku znaczy...
- ...wierzba - przerwałam mu. - Tak, wiem.
Wtedy sobie coś uświadomiłam... Wróciły do mnie wspomnienia z przeszłości. Przypomniałam sobie Deramiego, jak był jeszcze szczeniakiem, jak ja sama byłam małą wilczycą. Wróciły do mnie wspomnienia, jak często robił sobie żarty z mojego znaku na łapie, i jak razem śmialiśmy się z indiańskiego języka. Mahigun - wilczyca. Kiedyś było to dla nas bardzo zabawne.
Uśmiechnęłam się lekko, a Derami patrzył na mnie ze zrozumieniem, w ciszy. Podniosłam wzrok, a on wtedy też się uśmiechnął.
Czyli rzeczywiście byliśmy rodzeństwem...
Mój brat widocznie chciał w jakiś sposób wyjaśnić to Nepeese, wbiegł do tipi. Ja natomiast zostałam, mimo że w środku coś kazało mi biec.


czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział XIII: Brat

Gdy znowu oprzytomniałam, bałam się otworzyć oczy. Nie chciałam widzieć przed sobą innych, coraz to dziwniejszych miejsc i istot. Jednak nie słysząc niczego podejrzanego otwarłam jedno z oczu.
Wbrew moich myśli nic ani nikt nie przeniósł mnie gdzie indziej. Leżałam nadal w tym samym miejscu, gdzie byłam wcześniej. Spokojnie otworzyłam drugie oko i wstałam - trzeba teraz znaleźć Gmorka. Rozejrzałam się i nie widząc nikogo, zaczęłam węszyć w powietrzu. Poszłam w stronę miejsca, gdzie ostatnio rozmawiałam z moim przyjacielem. Skarciłam się w myślach. Nie zasługiwałam na miano przyjaciela.
Niestety, nie było go tam, gdzie powinien być. Nawet mu się nie dziwiłam - ja bym tak długo tam nie czekała... Hmm, w ogóle to ile ja "spałam"? Spojrzałam w górę; gwiazdy rozświetlały niebo, a księżyc był w pełni. No, dość długo. Teraz Gmork może być wszędzie, o ile znowu nie wplątał się w jakieś tarapaty.
Trafiłam w końcu na polanę, na której mimo pory dnia unosiła się gęsta mgła. W powietrzu wyczułam zapach mojego przyjaciela i pobiegłam przed siebie.
Wpadłam na coś twardego. Kamień. Jęknęłam, na chwilę przystawając. Głupia mgła. Dalej już nie biegłam, tylko szłam.
- Wiedziałem, że tu będziesz - usłyszałam za sobą nieznajomy głos.
Odwróciłam się. Mgła chwilowo nie pozwalała mi ujrzeć postaci, jednak w końcu jakby specjalnie ustąpiła.
Przede mną stał jakiś wilk. Z pewnością nie był to Gmork. Był nieco większy. Nie wiedziałam, kim on jest i jakie ma zamiary. Stałam, patrząc na niego.
- Kim jesteś? - spytałam w końcu.
- Derami - odpowiedział krótko.
- Skąd wiedziałeś, że tu będę?
- Zwykłe podejrzenie.
- Nie znamy się. Dlaczego mnie szukałeś?
- Znamy się.
Zdziwiłam się. Nie pamiętałam go, wcale. Jeszcze raz oceniłam jego wygląd; szarozłoty wilk z jednym zielonym, drugim złotym okiem... Hmm... Czy ja go znam?
Nie.
- Skąd?
- Blue, znamy się od tak dawna... Dlaczego mnie nie pamiętasz? - spytał z lekkim wyrzutem, jednak jego głos nadal pozostawał spokojny.
Nic nie rozumiałam, oczywiście. Derami wyczytał to z mojej twarzy.
- Dobra, to powiem ci prosto z mostu, być może nie uwierzysz... Jesteśmy rodzeństwem. Jesteś moją młodszą siostrą, Blue. Długo cię szukałem.
Zamarłam. Nie wierzyłam mu.
- Nie, to nie jest prawda - powiedziałam ostrożnie.
- Blue, dlaczego tak uważasz? Dlaczego mnie nie pamiętasz? Co mam zrobić, abyś mi uwierzyła?
Nie odezwałam się przez chwilę. W mojej głowie brzmiało wiele pytań. Czy to na pewno mój brat? Skądś go kojarzę, ale czy to prawda? Może to nie on? Nie pamiętam swojej rodziny...
- N-nie pamiętam cię - wyjąkałam. - Po prostu.
- Ale... wierzysz mi? - spytał z nadzieją w głosie.
- Nie - odparłam i odwróciłam się, idąc w swoją stronę.
- Blue, poczekaj! - krzyknął za mną Derami.
Zignorowałam jego wołania i to, że w końcu mnie dogonił i szedł koło mnie, tłumacząc się, nawiązując do przeszłości.
W końcu Derami zrezygnował, o ile w ogóle on miał tak na imię... Pozwolił mi odejść, sam odwrócił się i pobiegł w stronę gór.