sobota, 19 października 2013

ROZDZIAŁ XVIII: Wolność z ograniczeniami

O dziwo, nie zbudziłam się wśród ludzi. W ogóle zdziwił mnie fakt, że się obudziłam. Leżałam w jakimś rowie, a wokół mnie chodziło kilka leśnych padlinożerców.
- Zostawcie mnie - krzyknęłam. - Jeszcze żyję!
Wstałam, odczuwając ból gdzieś pomiędzy żebrami. Mimo to na zewnątrz pozostałam twarda, starając się wystraszyć zwierzęta. Te odeszły zupełnie niezainteresowane mną.
Zaczęłam dochodzić do pewnych wniosków. Skoro nawet padlinożercy się mną zainteresowani, to tym bardziej znaczy, że tamci ludzi myśleli, że... i rzucili mnie do tego rowu, aby jakieś zwierzaki zadowoliły się mną! Tylko, czy to możliwe, ech..
Spojrzałam w niebo; słońce właśnie zachodziło. Chwiejnym krokiem poszłam przed siebie. Byłam ciekawa, jak długo byłam nieprzytomna... I, przede wszystkim, gdzie jestem i skąd ten ból w żebrach. Po chwili jednak ból był znacznie mniejszy i mogłam iść normalnie, łapiąc zupełną równowagę.
Nie wiem, jak długo szłam, ale na pewno trochę tego czasu minęło, gdyż słońce już całkowicie zaszło. Przystanęłam dopiero wtedy, gdy ujrzałam wysokie ogrodzenie zrobione z jakichś prętów czy jakiegoś rodzaju metalu. Nie mając nic ciekawszego do robienia, poszłam wzdłuż płotu. Ten jakby się nie kończył.
Potem poczułam głód i zmęczenie; nie miałam już energii, aby cokolwiek upolować, więc postanowiłam najpierw się zdrzemnąć.

Obudził mnie głośny plusk wody. Otwarłam oczy i zobaczyłam, że niedaleko jest małe jeziorko, z którego pije średniej wielkości, gruby zając. Wstałam, z planem zjedzenia go na śniadanie.
Poszłam na około, aby zwierzę mnie nie widziało. Kiedy już byłam w odpowiedniej odległości, aby na niego skoczyć, stado jakichś kruków spłoszyło się. Ptaki przestraszyły moją ofiarę, która od razu rzuciła się do ucieczki. Ruszyłam za nią. W pysku poczułam smak zająca, och, jaki on musi być pyszny... To sprawiło, że jeszcze bardziej przyspieszyłam.
Wbiegliśmy do lasu, a zajączek biegł slalomem, starając się, abym wpadła w drzewo. Wkrótce potem udało mi się schwytać stworzenie. Zwierzę starało się wydostać z mojego mocnego uścisku, a ja jeszcze bardziej zanurzyłam kły w jego ciele. Po chwili zając skonał, a ja zabrałam się do jedzenia.
Po sytym posiłku przypomniał  mi się płot, który był bardzo długi. Ruszyłam go szukać, a gdy go już znalazłam, poszłam wzdłuż niego.
W końcu zobaczyłam, że płot zaczyna skręcać. Przystanęłam i przyjrzałam się, ciekawa, co jest za ogrodzeniem. Zobaczyłam park i chodniki, po którym wędrowali ludzie. Cofnęłam się w cień padający od jednego z większych modrzewi, aby oni mnie nie ujrzeli.
Po chwili zauważyłam matkę z około sześcioletnią córeczką. Ta szła w patykiem waty cukrowej w jednej ręce, drugą trzymając dłoń mamy. Dziewczynka zauważyła mnie i przyglądała się zaciekawiona. Wskazała na mnie watą cukrową, mówiąc coś do swojej mamy. Ta wyjęła z torby jakieś pudełko i po chwili błysnęło dziwne światło. Odwróciłam się, a po nawet nie sekundzie ten blask zgasł. Przyjrzałam się. Kobieta pokazywała pudełko swojej córce, a mała powiedziała:
- Ładne zdjęcie, mamusiu!
Zdjęcie? Pudełko, które robi jakieś... zdjęcia?
Chodnikiem przechodzili też inni ludzie, którzy obserwowali mnie, rośliny, i inne zwierzęta będące poza ich zasięgiem, za ogrodzeniem. Kiedyś słyszałam o takim miejscu i nie wierzyłam, że kiedyś tu trafię.
Byłam w jakimś rezerwacie dla zwierząt. Nie myliłam się, że byłam na wolności. Tyle, że to była wolność... z ograniczeniami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz